Szumne Ziarno

minimalistyczny fotoblog by Praktyczny Sandacz

PL | EN

O sprzęcie

A jakimi pędzlami malował Sun Dutch?

Zazwyczaj na tego typu stronach ludzie chwalą się z czego to oni nie mają — jest to chyba z jakiegoś powodu istotne. Zasadniczo nie mam nic przeciwko temu, zwłaszcza że z każdym sprzętem związana jest jakaś historia czy refleksja. Zatem dłużej już nie przeciągając, oto i moje sztalugi, pędzle i farby!

Aparaty cyfrowe:

Nikon D300 jest moim głównym narzędziem fotograficznym. Zazwyczaj wieńczy go obiektyw 35mm, który zaczyna mi wystarczać w większości wypadków, więc rzadko go zdejmuję. Niestety, jeśli padnie (a kiedyś to nastąpi), to nie mam zbyt wielu alternatyw.

W szufladach leży para kompaktowych Canonów, ale bardziej jako suwenir i pamiątka. Powershot jest ze mną od prawie zawsze, a IXUS jest aparatem mojej waifu. Kupiła go specjalnie przed wyjazdem kilkumiesięcznym do Mongolii, ale pech chciał że go zostawiła w Polsce.

Naturalnie, zawsze przy sobie mam też aparat w telefonie Motorola jako ostateczna ostateczność. Jest to pierwszy telefon, który kupiłem biorąc pod uwagę moje potrzeby fotograficzne. Chciałem mieć dobry aparat w kieszeni tuż pod ręką. Co tu mówić, jest to mój ulubiony telefon w historii. Niestety, dosyć często mi pęka szkiełko ochronne obiektywu, wymieniałem je już kilka razy.

Aparaty na film światłoczuły:

Praktyka to jest sól tego bloga, od niej wszystko się zaczęło. Moje pudełko do naświetlania filmu, w pełni mechanicznie i bez niepotrzebnych układów scalonych, światłomierzy czy innych autofokusów.

Nikona F65 trzymam na okazje wymagające poprawnej ekspozycji, bez zabawy w liczenie wszystkiego w głowie na podstawie pomiarów telefonem. Z obiektywem 50mm to bardzo przyjemny zestaw na wycieczkę.

Jako ciekawostkę, mam też Zenita z Heliosem w charakterze młotka. Gdzieś na dnie szuflady leży również (w oryginalnym futerale) Minolta F25, czyli małpka na każdą okazję, ale kogo oszukuję, kiedy ja będę z niej korzystał?

Aparaty wymagające troski:

Oprócz wszystkich wyżej wymienionych w odstawce mam też aparaty, które wymagają nieco więcej uwagi zanim będę mógł ze spokojem z nich korzystać.

Jednym z nich jest aparat nie do zdarcia, czyli Nikon F4, któremu jednak przydałoby się przeczyścić i nasmarować to i owo, aby nie testować jego granicy. Dopóki tego nie odhaczę, stoi grzecznie na półce i cieszy oko. Niektorzy narzekają na jego wagę, ale dla mnie jest to akurat zaleta — lubię czuć, że trzymam coś w dłoniach.

Z tego też względu (oraz chęci spróbowania tego słynnego, średniego formatu) mam legendarnego Praktisixa z obiektywem Zeissa. Niestety, przez niefortunność losu i mój brak umiejętności przewidywania uległ uszkodzeniu i czeka na naprawę.

Domowe obliczanie:

W tym aspekcie nikomu nie zaimponuję. Przez wiele lat moim najmocniejszym sprzętem jest stary, ale jakże jary Gigabajtowy składak, zakupiony od znajomego w 2017 roku. Układ komponentów zmienił się nieznacznie od tego czasu, przez co posunął się mocno w czasie w stosunku do obecnych standardów. Wciąż zastanawiam się nad tymi dodatkowymi 8GB RAM, ale inne wydatki odkładają je w czasie. Głównym upgradem, poza dodatkowymi dyskami to zmiana obudowy z Zalman na SilentiumPC oraz karta dźwiękowa M-Audio Delta Audiophile 2496. Za parę lat skończy pewnie jako retro desktop z Win10, chociaż też prawdopodobne jest to, że będę go nadal używał pod Linuxem. Ważne, że dźwiga Darktable i GIMPa, czy tam inne Krity, zaś do gier z okresu 1998-2018 jest idealny.

Desktop w całej okazałości, 2021r.
Motorola One Vision

Z laptopem Elitebook 840 G1 wiąże bardzo miłe wspomnienia, bowiem ten model przez ładnych parę lat pełnił rolę mojego służbowego korpo-laptopa. Co prawda, obecnie posiadany przeze mnie egzemplarz nie jest tym, na którym pracowałem, ale wcale nie gorszy. Jakościowo jest nawet odrobinę lepszy, ponieważ posiada podświetlanie klawiatury, wymieniłem w nim również matrycę ekranu na 1080p. Jest w nim coś dziwnie przyjemnego i kojącego, możliwe że takie konotacje wypracowałem w okresie pandemii. Pod MX Linuxem nadal wywiązuje się z zadań mu przydzielanych w stopniu przynajmniej przyzwoitym - Darktable również. Jak można się domyśleć, jest to moja naczelna, interaktywna maszyna do pisania. Czasem mam wrażenie, że może być odrobinę nudny i zbyt korpo, ale chwilę potem myślę, że innego bym nie chciał.

Pierwsze dni lockdownu, 2020r.
Motorola One Vision

Dell D600 to moja retro zabawka z Windowsem XP, która pozwala mi przenieść się w czasie o tych 20 lat wstecz. Jego specyfikacja jest tak przeciętna, że aż kłuje w oczy rokiem 2005, zapewne wysłużył ładnych kilka lat w jakimś warsztacie samochodowym w roli stacji diagnostycznej. Nie posiada dedykowanej karty graficznej, przez co ma swoje wyraźne ograniczenia, ale na potrzeby gier z przełomu lat ‘90 i ‘00 jest wystarczający.

Testujemy klasyczne giereczki, 2025r.
Motorola One Vision

Podobną rolę pełni, chociaż znacznie rzadziej, Toshiba, którą dostałem w okolicy 2008 roku, to moja kapsuła czasu do lat późnych lat 200x. Jest on pierwszym, porządnym laptopem na potrzeby osobiste. W tamtym okresie komputer służył mi do pracy oraz komunikacji ze światem, choć czasem odpalałem na nim prostsze gry pokroju pierwszych Call of Duty i emulowane gry z PSX - tym bardziej, że do gier miałem najpierw PS2 Slim (los mnie podkusił, że oddałem potrzebującemu w dobrej wierze), a następnie PS3 Super Slim (do dzisiaj główne urządzenie multimedialne, mieli wszystko co w nie rzucę)

← Wstecz ↑ Do góry